Strona:Józef Weyssenhoff - Noc i świt.djvu/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   71   —

— Czekam na parę osób i na młodego Linowskiego z Inogóry.
Łyczek skłonił głowę przed „pańskiem“ nazwiskiem, ale tem bardziej nabrał ochoty do wywiadu:
— To może pan... dyrektor wie coś więcej o naszej pospólnej biedzie?
— O wojnie? — — Właśnie przyjechaliśmy do Końskich, żeby się więcej dowiedzieć. Bo zaskoczył nas rozkaz mobilizacji... to jest: powołania ludzi i koni do wojska.
— To my wiemy. I mnie syna zabierają — a konie pójdą jutro do oglądania, tylko że chudziny. — Ale chciałoby się wiedzieć, jaka będzie wojna i na jak długo, bo z gazet jeszcze nic wyrozumieć się nie da.
— Pan czytuje gazety? — zapytał Sworski ciekawiej.
— Płacę dwie na poczcie: Gazetę Świąteczną i Zaranie.
— Co jedna biało, to druga czarno — uśmiechnął się Sworski. Której-że pan bardziej wierzy?
— Jedna pisze, jak dla dzieci, a druga często zełże. Ale Zaranie jest żywsze. — — Ja tam nie szukam w gazecie kazania, tylko żeby się dużo dowiedzieć.
Sworski zmiarkował, że nie z byle prostakiem ma do czynienia.
— To ja tyle wiem, co i pan, panie Gruszczyński — — chyba że więcej gazet czytam. Powiedz mi pan raczej, co pan myślisz o wojnie. Jeżeli wiem co więcej, dodam.