Strona:Józef Weyssenhoff - Noc i świt.djvu/67

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   65   —

— Nu, pan hrabia wie z te książki i gazety, pan hrabia nauczny! A my wiemy, co jutro będą już u nas Niemcy.
— To byłoby rozpoczęcie wojny bez zatargu, poprostu napaść — wmieszał się do rozmowy Sworski.
— Napaść? co to takie słowo: napaść?! Wojna musi być, wielka wojna na całe Europe. Kto mądrzejszy, ten gotów, a kio gotów, ten wybiegnie naprzód.
Sworski poczuł, że logika Żyda, oparta na znajomości sumienia pruskiego, jest silniejsza od uczciwego wniosku wysnutego ze stosunków i traktatów międzynarodowych; że taka logika podstępu i przemocy zapanuje od jutra.
Żyd zwrócił się znowu do zadumanego Bronka ze słodkiem spółczuciem:
— Pan hrabia nie potrzebuje się martwić, pan hrabia jeden syn u takie wielkie państwo! Takiego do wojska nie śmieją brać.
— Ależ ja się nie martwię! nie o tem mowa — obruszył się młody Linowski.
— A jaka mowa? Nieszczęście, co przyjdą Niemcy? Czy panom szlachcie bardzo tutaj dobrze z innymi? — — Nu, jak tamte przyjdą, une zrobią u nas porządek — dokończył Cynamon bardzo cicho.
— Niech mi Berko da pokój z polityką, a powie lepiej, gdzie tu jest urząd, zajmujący się mobilizacją?
— Gdzie biorą te do wojska? — Wiadomo, u „naczalnika ujezda“.
Bryczka i jeździec skierowali się zatem do kancelarji naczelnika powiatu przez główną ulicę zamie-