Strona:Józef Weyssenhoff - Noc i świt.djvu/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   59   —

— Czyli, że pani chce czekać nietylko na wybuch, ale na koniec wojny? — rzekł nieco zgryźliwie.
— Uzależnimy postanowienie od przebiegu ogromnych wydarzeń, które nadchodzą.
— Jak pani każe.
— A pan czy sądzi inaczej? — — Panie Tadeuszu drogi! Od tylu lat myślimy razem, pracujemy razem, zwierzamy się sobie wzajemnie z całą ufnością. Dzisiaj ujawniliśmy jeszcze w sobie jedno uczucie wielkiej dla mnie ceny. Całe to nasze wspólne dobro mamy, da Bóg, na długie jeszcze życie. Nie może być ściślejszej, piękniejszej spójni między dwojgiem ludzi.
— Ale i szczęścia trochę potrzeba — westchną Tadeusz — lekkiego, beztroskiego szczęścia.
— To kwiat, który zakwitnie w spokoju; tymczasem zaś nadciąga wojna.
— A to Rzymianka z pani!
— Tylko Polka, panie Tadeuszu, — i godna pana.
Umilkli.