Strona:Józef Weyssenhoff - Noc i świt.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   49   —

Tej żądzy nie pozbył się bynajmniej w Rudnikach. Mało mając wspólnych rysów duchowych z Dominikiem Gimbutem, okadzał go jednak cichem uwielbieniem, które Gimbut, rad czy nierad, musiał przyjmować uprzejmie. Serce dyrektora zapisał Adachna do swych nabytków. Serce Adeli posiadł (jak zapewniał) z całą resztą. Celestynem orał jak niewolnikiem. Co do panny Zofji miał przekonanie, że jego talent i dowcip usposobiają wybornie jej umysł, a mordercze spojrzenia, przygodne wyznania wierszem i prozą hodują jej uczucie w kierunku pożądanym. Bez określonych planów trzymał ją tylko pod swym urokiem. Ze Sworskim koleżeńskie stosunki były nieco trudniejsze do zawiązania (starszy i kapryśny!), ale Rewiatycki jednał sobie względy i Sworskiego przez wprowadzenie do stosunków z nim manier ucznia względem mistrza. Z Krysińskim, który tu dziś siedział, zdążył już Rewiatycki zawrzeć przyjaźń... kolacyjną, gdyż zawiadowca lubił świętować przy winie, miał ładne kuzynki i uwierzył niezachwianie w genjusz nowo-poznanego pisarza. Kupił sobie wszystkie jego książki, na niektórych otrzymał własnoręczne podpisy autora. — Najstarszej córce Gimbutów, 14-letniej Alince wpisał Adachna wiersz do albumu, rywalizujący innemi rymam i z wierszem Słowackiego do Zosi. Alinka bajecznie go za to kochała i czerwieniła się przy każdem spotkaniu. Dziesięcioletnią Manię, zapowiadającą się najpiękniej z rodzeństwa, wesoły poeta huśtał, kołysał i witał ją zdaleka zawsze tym samym okrzykiem: kukuryku Maniuś! — co wywoływało nieomylnie wybuch śmiechu dziewczynki,