Strona:Józef Weyssenhoff - Noc i świt.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   43   —

sprawczyni rozkwitów. Tylko wyrodzone z ludzi cary i kajzery, tylko opryczniki ich, junkry i bankiery sycą krwią ludzką swe głody sławy i złota. Na te wraże zamysły kilkunastu ludzi, rozsiadłych po Europie w swych gabinetach, przy swych telefonach i telegrafach, Przyroda odpowiadała tymczasem drwiąco najsłodszemi uśmiechami; głaskała, przekupywała darami łudzi, których dreszcz przechodził czasem od wieści wojennych.
W Inogórze i Rudnikach panował naogół optymizm w zapatrywaniach na skutki zatargu europejskiego. Czasem się kto zadumał, czasem zatroskał o to, co będzie, jeżeli wybuchnie wojna w kraju, ale każdy, czując bezsilność swą w stanowieniu o potrzebie i terminie wojny, starał się żyć tak, jakby kataklizm nie był jeszcze bliski, ani nieuchronny. Do Inogóry wypisano nowe maszyny rolnicze z Anglji; w Rudnikach wielkie piece pracowały całą parą i po dawnemu bełkotał, stercząc nad okolicą, wulkan pełen niecierpliwej lawy, ujętej w pokraczne wieże aparatów Cowper’a. Dworek dyrektorski, po nieco awanturniczej wycieczce do Inogóry, brzęczał znowu dzienną pracą jednych, zabawą drugich, niby rój beztroskich owadów na kwitnącym krzaku zamieszkały.
Wstawano wcześnie. Nawet literaci, nocne zazwyczaj ptaki, nawykli do budzenia się między siódmą a ósmą, nie chcąc tracić świeżości poranków.
Łuba i Rewiatycki mieszkali w jednym dużym pokoju na piętrze. Adachna rozgościł się w trzech czwartych tej przestrzeni, objął w posiadanie łóżko, dwa stoły i rozłożył szeroko zawartość swych kuferków,