Strona:Józef Weyssenhoff - Noc i świt.djvu/444

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   442   —

patrzącymi na naszą sprawę. Czy drogą dyplomacji, czy wojny, musi nas poprzeć Polska i Europa. Nas są tysiące, a zagarnięte nasze mienie przedstawia miljardy rubli złotych. Takiego subsidium nie dacie chyba na podtrzymanie bolszewizmu?! Mieliście tylko co w ręku tych draniów — w Rydze. I cóżeście otrzymali? — liche granice i trochę niepewnych przyrzeczeń. — Nas wydaliście na zatracenie!
— Nie ja robiłem traktat pokojowy w Rydze — odparował Sworski żartem gwałtowne zarzuty, które wyglądały, jak napaść osobista.
— Bo i rzeczywiście, Stefku!...
— Czyż ja do pana, kochany panie Tadeuszu?! Ja mam głęboką urazę do waszego rządu za jawne postponowanie interesów ogromnych kolonij polskich, jeżeli nie uważać ich już za część Polski.
— Daleki jestem od chwalenia naszych rządów — odparł Sworski. — Sprowadziły one wiele klęsk i nie dopatrzyły wielu okazyj dziejowych. A pan wymaga od nich czynów bohaterskich: odrobienia na naszą korzyść zbrodni rewolucji rosyjskiej.
— Sami tego nie zrobimy — spierał się Łabuński — ale możemy pobudzić przeciw Sowietom akcję Europy. Nikt się tem nie zajął! Nawet wasz Dmowski ignorował interesy kresów wschodnich.
— Dmowski z Komitetem Paryskim wywalczył u Europy dla Polski wszystko, co było możliwe. Trudno mu zarzucać, że się nie zajmował w Paryżu sprawami nieziszczalnemi.
— Może być. — — Więc niech się zajmie nami kto inny: sejm, dyplomacja obecna, skoro Dmowski nie