Strona:Józef Weyssenhoff - Noc i świt.djvu/439

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   437   —

A przecie byli to członkowie rasy najprzemyślniejsi, którzy daleko na Wschód nieśli dobrą sławę polskiej gospodarki i polskiej kultury, zbieracze, lecz i szafarze bogactw, „panowie“ uznawani za takich bez przymusu przez ludność litewską i ruską, luminarze pasa neutralnego między Europą, a dziczą wschodnią.
Siedzieli cicho, ale czynnie w zimnej gościnie u rodaków, obliczając szanse upragnionego powrotu do miejsc urodzenia i warsztatów pracy, zmawiając się między sobą, szukając sprzymierzonej siły, na której mogliby oprzeć swe plany odzyskania zagrabionej ziemi.
Tadeusz Sworski podczas swej emigracji poznał na miejscu wybujałość życia, przywiązanie do siedzib Polaków litewskich i ruskich, widział okrucieństwo rugów i wandalizm spustoszeń, rozumiał zatem dokładnie żałość tkwiącą w umysłach wypędzonych Kresowców. A jako Polak, obejmujący troskliwą myślą całość spraw ojczystych, bolał sam nad straszną krzywdą, która dzieje się tłumom obywateli i nad srogiem okaleczeniem dawnej Rzeczypospolitej.
Skoro tylko zaczął krążyć po mieście, wybrał się na odszukanie przynajmniej znajomych z Kijowa, o których dowiedział się, że zamieszkali w Warszawie, więc najpierw do Łabuńskich.
— Przyznam ci się, Zosieńku — mówił do żony, wychodząc z domu — że idę tam z obowiązku wdzięczności za ich gościnność w Kijowie, ale bez ochoty. Co ja im powiem na pociechę? Co mogę wskazać w przyszłości, aby wzbudzić nadzieję? — — Akt pospolitej kondolencji, jak tam ten w Inogórze — tam