Strona:Józef Weyssenhoff - Noc i świt.djvu/428

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   426   —

szawskich nie są oparte na jakiejś skali obrachunkowej mniej więcej powszechnej, lecz na dowcipie sprzedającego, który je stosował do swego apetytu, lub do wyglądu odbiorcy. Te same owoce, te same buty, te same materjały piśmienne bywały dwa lub trzy razy droższe w jednym magazynie, niż w drugim. Po kilku dniach równały się znów ceny na poziomie najwyższej — i znów któryś naczelny „paskarz“ podwyższał je w dwójnasób. — Coraz znikały z obrotu handlowego towary najpierwszej potrzeby: to cukier, to masło, to węgiel, to nawet chleb, aby po pewnym czasie ukazać się znowu na targu ze znaczną podwyżką ceny. — Wynalazek i wzory tego „paskarstwa“ pochodziły oczywiście od Żydów, ale przyznać należy, że i chrześcijańskie kupiectwo bardzo pojętnie szło za przykładem Żydów.
Czasem Sworski próbował spierać się z kupcami, głównie, aby zrozumieć ich psychikę:
— Dlaczego pan sprzedaje to mydło trzy razy drożej, niż przed miesiącem?
— Spadek marki, szanowny panie.
— Dobrze. Ale marka spadła przez miesiąc na 50%, nie na 300.
— Ma ciągłą tendencję zniżkową. Gdy będę potrzebował odnowić mój zapas, cóż ja pocznę? Za te pieniądze, które biorę dzisiaj, nie odkupię tego samego towaru.
— A gdyby marka poszła wgórę, lub przynajmniej stanęła na miejscu?
— Tego nie będzie, panie! Z naszą gospodarką skarbową zejdziemy na psy.