Strona:Józef Weyssenhoff - Noc i świt.djvu/426

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   424   —

małego komornego w markach, których kurs spada z dnia na dzień — toć przecie wywłaszczenie, pozbawienie dochodów z nieruchomości. A na czyją korzyść? — Lokatora. — Cóż to za rodzaj człowieka: czy warstwa społeczna? czy urząd publiczny? czy narodowość? Nie — to stan przejściowy bylejakiego mieszkańca kraju. W samym tym domu jesteśmy my, a obok znany lichwiarz. Mieszka tu stary ksiądz i jakaś panna złego prowadzenia. W przeciętnym domu warszawskim siedzą bogaci obok biednych, Polacy obok Żydów, pracowici obok próżniaków. — — Na czyją więc korzyść i pod pozorem jakiego pożytku społecznego obrabowano właścicieli domów zapomocą nienaruszalności przypadkowej grupy lokatorów prawie nic nie płacących? Dlaczego stworzono stosunki, które musiały doprowadzić do wstydliwego handlu mieszkaniami, uprawianego już powszechnie przez lokatorów, którzy, ustępując z mieszkania, sprzedają prawa nie swoje, lecz właścicieli domu? — — Poprostu figlarne socjały umyśliły wypłatać krwawego figla właścicielom domów, a zatem przypuszczalnym burżujom.
Zofja zgodziła się pośpiesznie i zaczęła czytać mężowi artykuł umiarkowanego dziennika.

∗             ∗

Państwo Sworscy po powrocie z wakacyj w Rudnikach mieszkali od paru tygodni w jednym pokoju z kuchnią, zdawna zajmowanym przez pannę Zofję Czadowską. Miły to był kąt, opromieniony doniosłemi