Strona:Józef Weyssenhoff - Noc i świt.djvu/418

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   416   —

— Skoro tylko zobaczyłam go, poznałam, że ten piękny młodzieniec znaczony jest Bożem powołaniem. Takiego coś miał w czole, w oczach... Kochał już wtedy — i jego niepodobna było nie kochać. — — Ale on nie szukał zwykłych zadowoleń młodości — pożądał ofiarowania się za ogromną miłość, która paliła m u serce. Przekonałam się o tem, kiedyśmy to oboje pogonili za Mnichem — Zwiastunem. — Twój syn, Welo, przeczuł odrazu, że to Duch naczelny, który go poprowadzi. Nie pojął jeszcze wyraźnie Jego rozkazów, ale popędził za Nim.
— Któż to był ten zwiastun? — pytała Wela, błąkając się myślą, lecz gorączkowo pociągnięta przez opowieść.
— Ten sam, który później podniósł twego syna rannego z pobojowiska, oddał go Tadeuszowi i zawrócił z błędnej drogi do coraz wyższych przeznaczeń.
— Ten dziwny lekarz, o którym mówił mi Bronek i nazywał go starym przeorem?
— Ten go poprowadził dalej przez chlubne życie aż do męczeńskiego skonu.
Zasępiła się jednak zbolała matka:
— Tak... znam całą bohaterską epopeę mego jedynego... opuszczenie austrjackiego frontu i Krechowce i — te bitwy w Mińszczyźnie. — Znam, aż do tej strasznej zagadki, gdzie on przepadł po drodze do Francji? — — Przecie inni doszli przez Murman do morza, dostali się do Francji, powrócili z Hallerem. — — A inni znowu poprostu z Mińszczyzny przeszli do Wielkopolski, walczyli znowu pod Dowborem... A on; ten najdziel-