Strona:Józef Weyssenhoff - Noc i świt.djvu/361

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   359   —

łej straży domowej, złożonej z lokatorów z browningami, zorganizowano błyskawicznie obronę regularną z najętych i grubo płatnych wojskowych kontrrewolucyjnych, którzy wytryśli na zawołanie z piwnic i różnych skrytek; znaleziono karabiny i amunicję, zatarasowano wejścia, rozstawiono warty — i postanowiono pod żadnym pozorem nie wpuszczać rewizji, choćby ogłaszała najsolenniejsze upoważnienia. W podobny sposób zorganizowano obronę w domach sąsiednich i okolicznych.
Celestyn Łuba chodził z patrolami, rewidującemi możliwe przełazy od sąsiednich podwórz, oglądał różne kąty strategicznie ważne, ale wkrótce nie miał żadnego przeznaczenia, gdyż wejścia główne strzeżone były przez zawodowych żołnierzy dobrze obiecujących. Gdy zapytał nareszcie kapitana komenderującego, co ma czynić, otrzymał odpowiedź, że może iść do swego mieszkania, a gdyby zabrzmiał sygnał, stawić się natychmiast u wewnętrznego wyjścia ze schodów na podwórze, poczem nastąpi stosowna komenda. Umówionym sygnałem alarmowym było uderzenie w żelazną blachę zawieszoną na podwórzu. Celestyn poszedł zatem na wysokie piętro do Łabuńskich, gdzie jeszcze nikt nie spał, chociaż minęła północ. Siedzieli wszyscy w jadalnym pokoju, popijając wino.
Odezwała się żartobliwie pani Łabuńska do Celestyna:
— Jakże tam, panie majorze? Dobrze jesteśmy przygotowani? Nie będzie, jak wczoraj?
— Plan obrony niechybny — odrzekł Celestyn, jakby brał swój tytuł majora na serjo. — Wejścia