Strona:Józef Weyssenhoff - Noc i świt.djvu/334

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   332   —

— I to jeszcze. — Widzi mi się przytem, że bombardowanie ucicha. — — Posłuchajmy...
Rzeczywiście łoskot osłabł i zdawał się oddalać. Nie słychać już było uderzeń w bliskie mury. Ryczały tylko paszcze dział za Dnieprem.
— Dali nam już może pokój? — odezwał się Łabuński po dłuższem nasłuchiwaniu. — Ale walili specjalnie w nas, w ten dom — nieprawdaż, panie Tadeuszu?
— Nie ulega wątpliwości. Trwało to mniej więcej... kwadrans.
— A teraz ponieważ uszedł pan cało z tak niebezpiecznej pozycji — zaczął Łabuński.
— I w pierwszej chwili zatroszczył się o nasz los — wtrąciła serdecznie Hanka.
— I zainteresował się nami — potwierdził ojciec — wypijemy za zdrowie pańskie coś dobrego.
Poszedł do swego pokoju i z za książek dobył obiecującą butelkę.
Skoro tylko wino stanęło na stole, jakby przeczuciem wiedziony zjawił się Celestyn Łuba.

∗             ∗

Tegoż wieczora, gdy grad pocisków skierowany już był wyraźnie na inną dzielnicę miasta, Sworski i Łuba poszli obejrzeć swe mieszkanie. Dwa pokoje frontowe, nawiedzone przez pociski, były zrujnowane. Zwłaszcza pokój Sworskiego, bez szyb w oknach, z przebitą ścianą frontową, zasypany na pół łokcia gruzem, w którym błyskały tu i ówdzie skręcone od-