Strona:Józef Weyssenhoff - Noc i świt.djvu/329

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   327   —

dzące, że pociski przelatują bliżej. Pomimo to Sworski nie wyniósł sięze swego pokoju, wystawionego oknami na Dniepr, poczęści przez wstręt do okazywania trwogi i ucieczki. Spędził jednak noc bardzo nieprzyjemną. To też gdy o świcie ogień artylerji ustał, Sworski zasnął snem kamiennym.
Przebudzenie miał niezwykle: ujrzał nad sobą młodą dziewczynę, która tu nigdy pierwej nie przychodziła, ale którą pomimo to znał. — — Co takiego?
— Panna Hanka kazała mi powiedzieć panu, żeby się wyprowadził ze swego pokoju, bo front od Dniepru, a stamtąd strasznie dzisiaj biją.
— Bardzo dziękuję — sam już myślałem — zaspałem tylko, bo w nocy od łoskotu nie mogłem zasnąć.
— I państwo proszą panów na obiad, jaki jest, o drugiej.
— Proszę powiedzieć, że przyjdziemy po obiedzie, bo tu dzisiaj urządziliśmy się. Proszę bardzo podziękować państwu i panience.
Skoro wyszła służąca Łabuńskich, Sworski zaczął pośpiesznie ubierać się. Dochodziła dwunasta. Ogień armatni rozegrał się znowu w najlepsze.
Poszedł do Celestyna, który na maszynce spirytusowej przygrzewał rondel, zawierający zapewne coś jadalnego.
— Wiesz, Celestynie — przysyłano do mnie od Łabuńskich z radą, żebym się wynosił ze swego pokoju, bo w okno może mi wpaść jakaś piguła z za Dniepru.
— Ależ naturalnie! Dawno trzeba było to uczynić!
— Dlaczegóż nie mówiłeś?