Strona:Józef Weyssenhoff - Noc i świt.djvu/315

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   313   —

— Panie rotmistrzu Linowski! Rozkazuję panu detaszować pół swego szwadronu i zajechać śpiesznie za ów lasek, natrzeć z tyłu i wypędzić piechotę na trakt, na nas.
— Rozkaz, panie pułkowniku — odrzekł Bronek i pchnął już konia, aby cofnąć się do swego szwadronu.
— Zaraz! stać! — My się najprzód zbliżamy po trakcie całą kolumną. Formuj pan swój oddział w marszu. Gdy będzie pora zjechać z traktu, zakomenderuję.
Jakoż cały pułk, połączony z przednią strażą posunął się jeszcze o pół wiorsty, aż do miejsca, skąd widać było dobrze lasek z zasadzką. Lasek milczał solennie.
Wtedy zabrzmiała komenda pułkownika:
— Oddział Linowskiego! do ataku! marsz!
Natychmiast koń Linowskiego wspaniałym skokiem przesadził rów, dzielący trakt od pola, za nim trójkami podążyli ułani. Każda trójka brała rów i doganiała poprzednią w porządku, za rotmistrzem, który zrazu miarkował tempo do krótkiego cwału. Aż gdy siedemdziesięciu pięciu jeźdźców rozciągnęło się po polu, Linowski pociągnął za sobą szereg wyciągniętym galopem w kierunku wymijającym zbliska las.
Zatrzymana na szosie główna siła konnicy oglądała z żywem zainteresowaniem ten piękny manewr, który wydawał się sportowym. Pościg półszwadronu zajechał wkrótce za las, a w lesie zalegała zupełna cisza. Na rozkaz pułkownika kilkunastu spieszonych ułanów