Strona:Józef Weyssenhoff - Noc i świt.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   26   —

— Wszyscy ją tak nazywają. I z domu hrabianka i Linowscy dom starożytny. Niema śmieszności. A tobie jakich trzeba hrabiów? Trzypałkowskich? Może oni „tatarscy hrabiowie“, jak Birbasz z „Pana Tadeusza“?
— Trzypałkowscy mają tytuł austrjacki potwierdzony — odrzekła pani Adela z wyższością i niejaką urazą, gdyż Trzypałkowscy byli z nią spokrewnieni, a ona sama była z domu Górczewska, z rodziny, wyprowadzającej się według legendy od hrabiów Górków.
Gimbut śmiał się jowjalnie ze swego konceptu, a inni zaś z faktu, że dyrektor dyskutuje o tytułach, które go obchodzą, jak śnieg przeszłoroczny. Na szczęście nikt nie zapytał o inne nazwiska, czy należą do „dobrej“, czy do gorszej szlachty. Minęło więc niebezpieczeństwo wybuchu tej najpospolitszej w Polsce rozmowy, grasującej we wszystkich warstwach, nawet nieszlacheckich, które się z lubością informują o zawikłanej hierarchji rodów i o ich tytułach, prawie wszystkich nadanych przez obce i wrogie rządy.
Dyrektorowa uparła się i postanowiła nie jechać.
— Zatem kto pojedzie? — pytał Dominik — żebym wiedział, jak mam kazać zaprząc?
— Jabym pojechała — rzekła panna Zofja.
Sworski oświadczył, że odnowiłby chętnie znajomość z Linowskim, którego dawniej widywał.
Zapytany Rewiatycki odpowiedział, jak zwykle, niepospolicie:
— Każdy nowy człowiek daje mi swego literackiego dukata, czy chce, czy nie chce. W Inogórze spodziewam się dużego połowu...