Strona:Józef Weyssenhoff - Noc i świt.djvu/267

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   265   —

zarządza większemi sumami, które leżą w bankach? — — A ojciec? — nigdy z nim o podobnych rzeczach nie mówiła, jednak powątpiewała, czy ojciec na ten cel potrafi sypnąć.
Więc ona sama da — nie pieniądze, bo ich nie posiada, ale co ma najpiękniejszego ze swych panieńskich skarbów — pierścionek, który otrzymała z testamentowego zapisu babki. Nawet tego pierścionka nie nosi, bo wygląda na zaręczynowy. R ubin otoczony brylancikami w ślicznej starej oprawie — ładny klejnocik, ale i cel piękny. — Odda pierścionek na wojsko!
Skoro powzięła ten zamiar późno w nocy, uczyniło się jej ciepło w sercu; pokochała zaraz gorąco wojsko polskie.
Nazajutrz o 9-ej rano była w ogródku podwórzowym, gdzie niebawem zjawił się i Sworski. Hanka miała minkę misterną, nieco zakłopotaną.
— Mam do oddania list i jeszcze coś... drobną ofiarę na wojsko. Czy może pan wejść kawałek na nasze schody, bo tu na powietrzu? — tu ktoś przechodzi, tam patrzą przez okno...
Tadeusz zgodził się naturalnie, a gdy już byli na pustych schodach, Hanka zatrzymała się, oddała list i pudełeczko, które Tadeusz otworzył.
— To na formację wojska? — zadziwił się — czyjaż to ofiara?
— Moja własna.
— Ależ to bardzo piękny pierścionek!
— Po mojej babce, mnie osobiście zapisany.
— Nie szkoda pani?
— Pan to mówi?! — przecie pan tem się zajmuje?