Strona:Józef Weyssenhoff - Noc i świt.djvu/260

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   258   —

raz o formowaniu polskiego korpusu przez Dowbora-Muśnickiego, jednego z najtęższych generałów Polaków w armji rosyjskiej. Nawet na Ukrainie coś podobnego miało się rozpocząć. — — Trzeba było listu tego młodzika, aby nam o tem przypomnieć!
Celestyn gładził już brodę frenetycznie:
— Dobrze... a jakżeż to my? — — chyba do piechoty?
— Daj sobie pokój, Celestynie. Młodszy jesteś ode mnie, ale obaj nie potrafimy być naraz żołnierzami. Tu się tworzą pułki z żołnierzy już wyszkolonych, już ostrzelanych, których tłumy naszych są po przestrzeniach Rosji. Nasza akcja może być tylko pomocnicza: propaganda i zbieranie pieniędzy.
— I to coś — bąknął Celestyn, ostudzony.
— To wszystko, mój drogi. Materjał wojskowy jest, gotowy i niezawodny. Żaden Polak nie będzie się długo namyślał, czy ma pójść ze złajdaczonej obcej kupy żołnierstwa do polskiego pułku. Tam już, w Mińszczyźnie, robota rozpoczęta. Jak donosi nam Linowski, są pozwolenia rządu: ministra wojny Kierenskiego.
— To Kierenskij jest już ministrem wojny? — zadziwił się Łuba.
— Oddawna. — Nie czytujesz gazet?
— Pominąłem... ale od dzisiaj...
— I Korniłow popiera tę sprawę, naczelny wódz obecny. A Korniłow to nie byle kto — jeden, który może jeszcze przyprowadzić część armji do porządku i ratować jako tako sytuację.
— Więc nowe wojsko polskie ma z Korniłowem ratować sytuację Rosji? — zapytał Celestyn.