Strona:Józef Weyssenhoff - Noc i świt.djvu/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   21   —

— Patrzcie, jaki tam wspaniały krzak rumianku! — za rowem, pod pszenicą.
Krzak był po stronie Celestyna. Olbrzym wysunął sprężyście dolną kończynę, która go zaraz przeniosła za rów i w paru susach znalazł się przy rumianku, wyrwał krzak z korzeniem i ociekający sypką ziemią ofiarował pannie Zofji. — Dzień był dla Adachny feralny: tu znowu zwinnego kawalera uprzedził niezgraba Celestyn. Ale już o tem niepowodzeniu nie skomponował poeta elegji; zaczął tylko bystro wypatrywać rumianki, kwitnące groszki i inne kwiatki i znosić to wszystko, dokładnie oczyszczone, do rąk „ciemnej pól bogini“.
Gdy weszli już do ogrodu przy dworku, panna Czadowska usiadła z przyjemnością na ławce po długiej przechadzce. Ale Adachna oświadczył, że musi się przebrać do obiadu, gdyż był ubrany w jasny strój tenisowy, bez kamizelki.
— To niech pan zaniesie kwiaty do domu, proszę.
Podała mu duży snop, który on przycisnął do serca i do twarzy, jakby chciał ukraść kwiatom trochę ciepła pozostałego od postaci Zofji — i nie powstrzymał się od podbójczego przez kwiaty spojrzenia. Ale panna Czadowska odwróciła głowę. Adachna oddalił się w rytmicznych lansadach.
Celestyn pozostał i sterczał obok ławki.
— Pan nie siada? Przecie my nie przebieramy się do obiadu.
— Siadłbym...tylko ta ławeczka, jak dla dzieci.
Panna Zofja rozśmiała się. Celestyn ją bawił i zajmował. Odgadywała w nim utajone duchowe curiosa.