Strona:Józef Weyssenhoff - Noc i świt.djvu/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   162   —

dziecinnie w zbawczą akcję Austrji, służebnicy prawroga Polski — Niemca. Niektóre tylko umysły, porzucając „orjentacje“ dla wizji najpewniejszej, wyglądały zbawienia Polski od dalekiego Zachodu, od szlachetnych wrogów Niemiec, od prawych wodzów antygermańskiej krucjaty, Francuzów.
Jednak w tej ciężkiej atmosferze moralnej dojrzewały i dobre owoce. Ludzie starsi, już skrystalizowani przed wojną, przerabiali się bezwiednie, otwierali oczy na wielkie prawdy odarte nagle przez wicher wojenny ze swych konwencyjnych osłon i kłamliwych pozorów. Młodych zaś, wstępujących w życie, kształtowała ogromnie skutecznemi ciosami dłuta sroga Rzeźbiarka.
W Inogórze działy się takie przeobrażenia. Najprzód spotkanie Linowskiego ojca z synem odbyło się wcale inaczej, niż można było się spodziewać. Skoro prezes powrócił z Warszawy i dowiedział się od żony, jaki to gość przybył podczas jego nieobecności, wcale nie wybuchnął — zamyślił się i dopiero po półgodzinie wszedł do pokoju Bronka, który leżał na kanapie z nogą obandażowaną.
— No, mój chłopcze, jesteś pełnoletni. Kilka miesięcy brakujących do terminu mało tu waży. Dostałeś chrzest krwi za swoje przekonania — jesteś pełnoletni. Odtąd sam stanowić będziesz o swoich projektach i będziesz za nie odpowiedzialny. — — — No, a teraz opowiedz, jak się to stało.
Wskazywał gestem łagodnym na ranną nogę syna. Bronkowi daleko było do łatwej i wyrobionej swady ojca. Z pewnym niesmakiem, pochodzącym ze źle