Strona:Józef Weyssenhoff - Narodziny działacza.djvu/81

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   75   —

ma szelma pieniądze, choć wstaje popołudniu, a kładzie się spać nad ranem... A czy to i jego myślisz pan zapisać do Stowarzyszenia?
— Dlaczegóżby nie? wszyscyśmy powinni należeć. Ryszarda nie na jakiegoś tam delegata, albo kandydata, ale tak sobie... dla zasady. My operujemy ilościami, dobrodzieju mój.
— Hm... A Wapowskiego w Wojewodzicach odwiedzisz pan?
— Wapowskiego — oczywiście.
— Ten to człowiek niezależny, ambitny, no i — lepszego gatunku, niewątpliwie. Na mój rozum — lepiejbyś sąsiad upewnił się najprzód o akcesie Wapowskiego. A na Gałązkę zawsze czas będzie. Nawet nie wiem, czy zdołacie się rozmówić, bo to ciągle goście u niego... Ma także swoje zajęcia, ale... raczej partykularne.
Pan Adam zaśmiał się ironicznie, nerwowo, a pan Apolinary, zachwiany, spytał po niejakim namyśle:
— A do Wojewodzic stąd dalej, niż do Garbatki?
— Jak tylko sąsiad wyjedziesz na szosę za Starą Biadaczką, sześć wiorst na prawo do Wojewodzie, sześć na lewo do Garbatki.
— A to może i lepiej do Wapowskiego... W każdym razie każ tam, kochany panie Adamie, aby moje koniki...
Pruszczyński wstał i słychać było z dalszych