Strona:Józef Weyssenhoff - Narodziny działacza.djvu/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   60   —

— Nawet pobożny. Tylko z tą nową nauką...? Najlepiej sam go zawołaj i zapytaj, czego się uczy.
Natychmiast to uczyniono.
— Od czego zaczęliście lekcye z panem Demlem, mój chłopcze?
— Od fizyologii, proszę tatki, i od pochodzenia człowieka.
Pan Apolinary zaperzył się. Jest! — pomyślał — wjechał mu już do głowy Darwin z małpą!
— Więc niby od kogoż to m am y pochodzić, ja i ty, naprzykład?
— Ja pochodzę od tatki, tatko od swego ojca i tak dalej. Ale wszyscy my pochodzimy od protoplasmy.
— Masz tobie! — trzepnął się po udach pan Apolinary i zwrócił się z niemem pożałowaniem do żony.
Znowu rzekł do syna:
— A glina gdzie? Zapomniałeś, że Pan Bóg ulepił pierwszego człowieka z gliny? — Glina może się dzisiaj nazywać protoplasmą — odparł roztropny Janek.
— A! to co innego... tak mi więc gadaj! Kataplazma czy protoplazma — to wolno. Tylko mi nie zapomnij, synku, o religii ojców twych i twojej. Jednego cię mamy, nie uczynisz nam wstydu.
Przygarnął syna, potem pocałowała go matka, i na tem rozrzewnieniu poprzestano tymczasem