Strona:Józef Weyssenhoff - Narodziny działacza.djvu/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   54   —

to pozostawione jest waszej inicyatywie. Jeździć, zjednywać, notować objawy i postępy... Możesz pan wreszcie budować szkołę, ochronę, szpital...
— To wiem, to mogę i bez Stowarzyszenia. Rokszycki dość się tego nabudował, a przecie do nas nie należy.
— Można robić wszystko — dokończył Kotulski — byle w duchu naszym.
Taka instrukcya nie zupełnie zadowoliła pana Apolinarego. Czuł zwłaszcza dotkliwie opadnięcie poziomu swojej działalności za powrotem na wieś. Dzisiaj podpisał program na kongres mocarstw — dzisiaj żył. Ale jutro?... Nawet wyborami do Wielkiej Rady zajmować mu się nie wolno, aż do wydania bliższych wskazówek... Pozostaje tylko praca kulturalna, to, od czego się niby rozpoczęło... Praca kulturalna?... to dla drobniejszych ludzi.
Pan Apolinary skrzywił się nieznacznie i spochmurniał, jak zasłużony już na wojnie pułkownik, gdy mu powierzą dowództwo załogi pomniejszej mieściny.
Pan Kotulski zauważył może ten czasowy odlot »naszego ducha« od istoty duchowej nowego delegata, więc przy pożegnaniu dodał takiego bodźca:
— Nie zapominajmy, że okazana teraz miara gorliwości obywatelskiej da normę przyszłych kandydatur poselskich i innych.
Pan Apolinary rozwinął znowu skrzydła — i pojechał do domu. Dłuższy pobyt w Warszawie