Strona:Józef Weyssenhoff - Narodziny działacza.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   30   —

Budzisz przystąpił do Stowarzyszenia. Zaczem i dwaj działacze nie chcieli tu dłużej popasać. Komu w drogę... i to jeszcze w jaką drogę...
Nowoobrany pozostał znowu sam na przyzbie domu swego w atmosferze letniego wieczoru, ochłodzonej do stopnia orzeźwiającej ciało i umysł kąpieli. Marzył. Komu to w wiejskiem zaciszu coś podobnego się przytrafiło?...
Kraj pierwotny, niby prastary. Lato nowe, a takie jak przed wiekami. I strzechy jednakowe, jak najstarsi zapamiętają. I głosy rozbudzonej przyrody na odwieczną polską nutę. Głosy opowiadają legendę, wiążą się w znajome rymy... Nagle zajaśniało żywo w pamięci pana Apolinarego stare podanie, wcielone w strofy »śpiewu historycznego«. Oto dwaj aniołowie, w postaci podróżnych, nawiedzają Piasta, wołając go do wielkich przeznaczeń.

Cieni lepiankę jawór wiekuisty,

— Tutaj jest dwór i lipa — prawie to samo.

A na nim bocian gniazdo swe zakłada

— Bociana niema... to drobny szczegół.

Gdzie wielkie mnóstwo ciężko szukać zgody,
Na głośnych sporach czas upływa drogi...

— Znowu jakby dzisiaj pisane!
Zastanawiały Apolinarego dalsze analogie między podaniem o Piaście, a jego własną przygodą. Został obrany prawie z Bożej łaski... Piast równie