Strona:Józef Weyssenhoff - Narodziny działacza.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   28   —

w podbródek i doszedł wreszcie do wniosku, że trzebaby się tu z jakimś osobistym pomysłem odezwać. Wybrał pierwszy z brzegu:
— A to może, kiedy komitet jest... niby z wyborów i, jak mówicie, posiada zaufanie... możeby tych komitetowych machnąć i na posłów do Wielkiej Rady? co?
— Hm — odchrząknął pan Hyc po przełknięciu śliny — jest to pomysł...
I rzucił wymownie głową w kierunku od Budzisza do Kotulskiego, brwi podniósł, chcąc widocznie wyrazić przyjemne zdziwienie i przekazać towarzyszowi tę niemą uwagę:
— Tęgi nasz nowy kolega? hę?
Ale pan Kotulski nadzwyczaj uprzejmie i z niezwykłem ożywieniem podniósł obie ręce ku uszom i zaczął od nich odpędzać ponętny dźwięk słów pana Apolinarego:
— Ach nie, nie! to zawcześnie. Szanowny pan wyprzedzasz nasze... czyli raczej:... nasz program. Nie omieszkamy jednak przedstawić pańskiego zdania na najbliższem posiedzeniu. Tymczasem cicha praca kulturalna... Co nie przeszkadza mi zauważyć, że projekt pański połączenia obu zaszczytów w osobach raz już wybranych przedstawicieli, świadczy o bystrem wniknięciu w zasadę wyborczą i solidarność. To jedno możemy niemal gwarantować, że z łona naszego, a nie skądinąd, wyjdą posłowie do Wielkiej Rady. Każdy stowa-