Strona:Józef Weyssenhoff - Narodziny działacza.djvu/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   127   —

stania kardynałem i poszukiwał zajęcia trybuna — oraz grubego przemysłowca, odpornego dotychczas na wszelkie wołania kraju. Połów był obfity, mieniący się pełnemi obietnic barwami w promieniach słońca przyszłości. Więc rybak dusz siedział dumnie w zakurzonym koczu, a na prawo w lejcu, parskając na dobrą wróżbę, wyrywała Łysa.
Pochwali się najprzód przed żoną — co należy integralnie do sakramentu małżeństwa. Następnie odszuka dawno niewidzianego przyjaciela i najbliższego sąsiada, pana Jana Rokszyckiego i powie mu tak: »Oto com uczynił, oto jacy jesteśmy, a teraz — połącz się z nami, bo bez nas niema zbawienia dla kraju«.
Jeszcze parę staj — nowa obora — lipa rozłożysta — i pan Apolinary wita już na progu domu swego żonę i syna.
— Wszystko dobrze, mam nadzieję? Gdzież Demel?
— Ech, pan Demel pewno gdzieś na wsi, z chłopami — odpowiedziała pani Tekla z nietajonem rozdrażnieniem.
Pan Apolinary spojrzał z podziwem na żonę. Tak niechętne odezwanie się o pedagogu w obecności Janka nie mogło być bez kozery. Dowie się niebawem. Teraz trzeba wybadać chłopca o postępach w nauce.
— Jak się mają twoje »abemy« panie akademiku?