Strona:Józef Weyssenhoff - Narodziny działacza.djvu/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.




DZIEŃ SZÓSTY.

Po kilkudniowym objeździe wracał pan Apolinary do domu, niby z dalekiej podróży. Objechał nie wielki szmat świata, nie siadając nawet do wagonu kolei żelaznej, — ale nigdy myślą tyle nie pracował samoistnie. Ile wysiłków, ile wrażeń! Jaki w samym delegacie wzrost doświadczenia i ambicyi!
Dojeżdżał do domu ze zwykłym przychylnym dla Penatów i ogniska uczuciem, jednak bez pragnienia miękkiego odpoczynku. Jeszcze działać! jeszcze kojarzyć! Niezmordowanym pochodem przez zasługę do laurów! Słusznie przyznawał sobie zasługi niepowszednie; pozyskanie, naprzykład, Wapowskiego było dziełem trudnem, a przecie dokonanem. W mieście wymowny prałat okazał się wprawdzie już uprzednio stowarzyszonym i działającym na wszystkie cztery strony świata, ale za to pan delegat złapał do swej sieci apostolskiej dwie nowe ryby: jeszcze wymowniejszego, niż prałat, kanonika, który zwątpił o możliwości zo-