Strona:Józef Weyssenhoff - Narodziny działacza.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   120   —

Stanęli teraz pod portykiem greckiej świątyńki. Istni Perypatetycy!
— Więc pan sądzi — rzekł sennie Wapowski — że wasz komitet poda listę kandydatów wyłącznie z grona stowarzyszonych?
— Nietylko sądzę, ale jestem pewien. Znam nawet wiele nazwisk.
Nie pierwszy to już raz pan delegat oblekł swój osobisty domysł powagą faktyczności — zawsze jednak w duchu Stowarzyszenia.
— Czy to tajemnica?
— Tajemnica dotąd nawet dla ogółu stowarzyszonych. Ja tam trochę mówiłem z komitetowymi w Warszawie... Czyniono mi nadzieje, że moi kandydaci mają szanse...
Pan delegat bruździł zupełnie już po delegacku. Przybierał na się postać kuszącego węża. Tym razem na dobre zaciekawił Wapowskiego, który myślał, patrząc na Apolinarego:
— Więc z tego aparatu wystrzelić mogą rzeczywiście nazwiska kandydatów?...
Zaś pan Apolinary:
— Widzi sąsiad: nasza gubernia ma podobno wybrać kilku posłów. Dlaczegoby nie wybrała dwóch z naszego powiatu?
Odwrócił się do Wapowskiego całą postacią uroczystą i celowo skoncentrował swe spojrzenie. Pan Wapowski zaś patrzył na niewyraźnego zwia-