Strona:Józef Weyssenhoff - Narodziny działacza.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   6   —

kompleksya pana dziedzica wymaga ruchu, umiarkowania w mocnych napojach, a przedewszystkiem oszczędzania mózgu, organu nie przyzwyczajonego do takich wysiłków. I pan Jan radził podobnie.
Ale pan Apolinary oburzył się:
— Nacóż się ma zdrowie i rozum, dobrodzieju mój, jeżeli nie na usługi publiczne?
I zabrał się do wertowania dzieła »Nasze stronnictwa skrajne przez Scriptora«, na przekór zdaniom przyjaciół. Czytanie to znacznie pogorszyło stan pojęć i zdrowia pana Budzisza.
Wysiłek jednak i poświęcenie osobiste nie zdołałyby może wynieść pana Apolinarego na wyżyny, gdyby nie dzień pewien ewolucyjny, o którym obszerniej wypada pomówić.

Upał był ciężki, z zapowiedzią burzy. Usnęły powiewy, usnęły ptaki, przyroda wołała do snu i pana Apolinarego. Ciche, drobne fale światła, dające się dostrzedz na odległej, wybielonej ścianie obory, przypominały wprawdzie o istnieniu wiecznego niepokoju świata, lecz zarazem kłoniły powieki na omdlone oczy. Natarczywość spraw bieżących uprzytomniały głównie owady, obficie rojne tego roku, które i teraz obiegły brzęczącą czeredą wcześnie zakwitłe lipy, glicyny rozpięte nad werendą dworu i głowę pana Apolinarego. Głowa ta, sama niby kwiat trwale kwitnący, widniała po-