Strona:Józef Weyssenhoff - Narodziny działacza.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   108   —

Pan Wapowski ożywił się, mówił prędko i technicznie, patrząc prosto w oczy delegata. Ten czuł się teraz niby egzaminowanym przez profesora.
Trzeba było jednak dalej coś wymienić z działań i celów Stowarzyszenia.
— Załatwienie sprawy szkolnej...
— Czyżby ono leżało w mocy Stowarzyszenia? Pozwalam sobie nie mieć tego przekonania. Pragnąłbym gorąco, aby zabiegi odniosły skutek, aby nasze ogólne pragnienia zostały zaspokojone, ale co do taktyki wewnętrznej, przyjętej w tej sprawie, jestem wręcz przeciwnego zdania. Ponieważ synów nie mam, a córki wychowuję w domu, kwestya szkoły państwowej nie wiąże się z moim interesem osobistym. Jednak chętniebym się przyczynił do popchnięcia tej arcyważnej sprawy, gdyby nie mój pogląd na bezrobocie szkolne.
— Tak, to ma swoje niebezpieczeństwa — dodał Apolinary zupełnie od siebie — widziałem u Pruszczyńskiego w Biadaczce...
— A wasze zdanie, o ile wiem, jest za bezrobociem, czy za bojkotem, co wychodzi na jedno.
Od tego ataku nie znalazł Apolinary innego sposobu obrony, jak zasłonić się tajemnicą. Nauczył się już tego manewru od mistrzów. W braku możliwej odpowiedzi, nakłada się na kwestyę kapelusz zaczarowany i myk! — kwestya przepada