Strona:Józef Weyssenhoff - Jan bez ziemi.djvu/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   91   —

— Mówiłem: drobne. Sprzedałem w Warszawie parę obrazków, ocalonych z mojej „debakli“. I dostałem posadę w banku, który ma swą centralę w Poznaniu. Ponieważ zaś z przygotowania szkolnego jestem humanistą, a z upodobania miłośnikiem dzieł sztuki, widzi pani, jak dziwacznie pokierowałem swem życiem.
— To nic, panie Janie, to dopiero wstęp do nowego życia.
— Do nowego? — zadziwił się Skumin. — Każda chwila życia jest nowa, ale o jakim przełomie życiowym pani raczy wspominać?
— No... przenosi się pan do nas, do Wielkopolski.
— Od wiosny rzeczywiście ciągle prawie tu siedzę, ale o przenosinach trudno mówić, gdy nic niema do przeniesienia, oprócz własnej duszy i kufra.
— Tymczasem obie te wartości, większa i mniejsza, są u nas. Czy się tu panu nie podoba?
— Podoba mi się bardzo: i dobrze urządzony kraj, i piękne miasto, i kilka poznanych osób.
— Aż kilka? To albo za mało, albo pod innym względem za dużo.
Niezupełnie zrozumiał Skumin to zdanie, ale przeczuł w niem intencję satyryczną lub wywiadowczą i uskoczył wbok przed wymierzonym ciosem:
— Może kuzyneczka powiedziałaby teraz coś o sobie, bo o niej, oprócz bardzo miłych wrażeń osobistych, zbyt krótkich, to doprawdy nic nie wiem.
— Wercia nie mówiła panu nic o mnie?