Strona:Józef Weyssenhoff - Jan bez ziemi.djvu/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   83   —

pokaźnie, wstaje rano, kładzie się spać przed północą. Widać po ulicach więcej pracowników, niż gapiów.
Poznań staje się wielkiem, rojnem miastem dopiero w dni świąt własnych, które sobie urządza dość gęsto: Targów Zachodnich, wystaw specjalnych, przyjęć znakomitych ludzi. Tej jesieni odbywał się zakrojony na wielką skalę „Tydzień Akademika“.
Jan Skumin usiadł w wielkiej kawiarni, nazwanej Esplanadą, zamykającej krótki bok placu Wolności, na którym zebrał się tłum zwarty, ale tak sforny, że przez środek wytknięta droga ciągnęła się prosto, jak struna, strzeżona przez nikłą straż akademicką. Studenci dawali tego dnia, pośród różnych uciech dla publiczności, przedstawienia teatralne na placu, pod gołem niebem, pod nazwą „Sejmik relacyjny 1576 roku“.
Na werandzie Esplanady urządzono rusztowanie z napisami, wstęgami i fantami loterji studenckiej, której bilety rozchwytywała publiczność w ogromnych ilościach. Przed tym olbrzymim straganem były miejsca dla tuzów poznańskich zarezerwowane. Sceną była część tarasu Esplanady, wywyższona nieco nad plac, który służył za salę widzów. Kawiarnia odstąpiła darmo swój najdochodniejszy front na przedstawienie i całe miasto brało w niem udział równie dobroczynny, jak wesoły.
Skumin pił kawę w głębi kawiarni przy stoliku, zasłoniętym przez stragan loteryjny, niby w kulisach teatru i wypatrywał, gdzieby się lepiej umieścić, gdy się zacznie przedstawienie.