Strona:Józef Weyssenhoff - Jan bez ziemi.djvu/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   68   —

Jakby się przestraszył brzmienia swych własnych wyrazów, które w adwokackim ferworze wymówił półgłosem, zestrofował się ostro:
— Co ja mówię, u licha? — Co wybieram? grzech, czy obowiązek? — Czynię właściwie wybór między grzechem jawnym, a osłoniętym przez pozory. To licha logika i nieszlachetna. Prawie lepiej dać się nieść bezmyślnie wichrowi namiętności.
Dojeżdżał właśnie do stacji kolei.