Strona:Józef Weyssenhoff - Jan bez ziemi.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   51   —

umyślił pojechać teraz i postarać się osobiście o spieniężenie obrazków.
Te kombinację można było łatwo przedstawić Werci, jako upozorowanie wyjazdu na czas pewien. Poszukał chwili, gdy ona znalazła się w swym buduarku, przejściowym i otwartym naprzestrzał — unikał bowiem teraz starannie spotkań z nią na ustroniu — i lekko, z udaną wesołością, opowiedział o swym planie operacji finansowej.
Wercia wysłuchała uważnie i nie zapaliła się wcale do tego projektu. Instynkt kobiecy ostrzegał ją, ze historja jest ułożona podstępnie; była mocno przekonana, że wyjazd Janka jest niepotrzebny.
— Co ci tak śpieszno? przed końcem lata? Tu leszcze będzie bardzo miło i w jesieni.
— Muszę. Mam niektóre wydatki nieuniknione.
— Poczekaj — poco masz jechać? Sprowadź te obrazki do Gdecza. Jeżeli są ładne, Ambroży może je kupić.
Skumin zaczerwienił się widocznie.
— A nie, Werciu droga. Ja tu już nadużywam Waszej wspaniałej i serdecznej gościnności, a miałbym Jeszcze właścicielowi Gdecza pakować jakieś obrazki Za pieniądze? To się po mnie nie pokaże.
— No — zachłysnęła się nieco Wercia — to powierz mnie te obrazki. Mamy dosyć bogatych dworów w okolicy. Ja ci je umieszczę.
— Niepodobieństwo, moja najmilsza, abym rozkładał u was stragan handlarski.
— Ech, bo z ciebie też skrupulat!