Strona:Józef Weyssenhoff - Jan bez ziemi.djvu/314

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   312   —

Dosia zadała sobie w myśli pytanie, czy wuj nie mówi o własnej żonie?! — Pośpiesznie zwróciła konwersację:
— Gdyby mu już darować flirty, pozostaje inna jego właściwość: jest ogromnie pyszny.
— Pyszny? — Względem ciebie? — Tego już nie rozumiem. — Jest dumny, ale tej zalety nie trzeba mieszać z grzechem pychy.
— No, może być. Ale to właśnie niech mi wujaszek kochany wyjaśni. Ojciec mój zakochał się poprostu w Janku Skuminie i różnemi zabiegami zmusił go prawie do oświadczenia się oficjalnego o moją rękę. To mi wcale nie dogadzało wówczas — byłam na niego obrażona z powodu jego postępowania. Przyjechał do Radogoszczy, a wtedy właśnie wujaszek zachorował i przyjechał do Gdecza...
— To wiem — przerwał Radomicki — opowiedziano mi po chorobie. Skumin czekał podobno długo na twoją odpowiedź. — Ale cóż potem?
— Potem... nic się nie stało. Nie odpowiedziałam wcale.
— To niezbyt uprzejmie.
— Dlatego też on się na mnie obraził. Kiedyśmy się spotkali na balu ziemiańskim w Poznaniu, zrobił mi nawet prawdziwą przykrość: zaczął mówić do mnie „pani“, kiedy przedtem mówiliśmy sobie „ty“.
— Dosieńko! — daruj uwagę życzliwemu ci wujowi: w rozważaniach nie nadawaj zbytniej wagi drobiazgom, bo się zmylisz w rozważaniu i ocenisz fał-