Strona:Józef Weyssenhoff - Jan bez ziemi.djvu/305

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.




XXIII.

Początek wiosny kalendarzowej, przy schyłku marca, był tego roku smutny i przekorny pragnieniom ludzi, wyczekujących odrodzenia przyrody. Po fałszywym uśmiechu wiosny w lutym, rychło obumarłym, nastąpił istny powrót zimy, zgniłej i wietrznej. W początku kwietnia zdarzyły się mrozy tak silne, że jezioro w Radogoszczy, które już było odtajało, pokryło się na nowo szklistą powłoką lodu. Dosia nie miała już nawet pociechy ze swego jeziora, rozbudzonego niedawno do odżycia, okolonego już nieśmiałą zielenią po brzegach i jasno-zielonemi świeczkami na ciemniejszej choinie przybrzeżnej. Powrotna fala śmiertelnego smętku była nieznośniejsza od pierwszej, regularnie zimowej.
Drugi miesiąc przeżywała Dosia w oczekiwaniu, przechodzącem już czasem w zwątpienie o możliwości szczęścia w tym roku. Wiosna opóźniała się leniwie i w sercu nagromadzone kiełki, niecierpliwe do rozkwitu, czekały boleśnie na ożywcze słońce. — Skumin od czasu owego pojedynku i wyjazdu do Warszawy nie dawał znaku życia.