Strona:Józef Weyssenhoff - Jan bez ziemi.djvu/303

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   301   —

— Chodźmy zapytać portjera — zerwał się Robert energicznie.
Skoro tylko znaleźli się przy loży portjera, zagadnął Robert:
— Panie Paczkowski, czy hrabia Skumin jest na górze? Paczkowski ogarnął wzrokiem biegłego wywiadowcy ojca i córkę, dodał błyskawicznie parę punktów do swego wszechstronnego powiadomienia, poczem odrzekł z uroczystem uszanowaniem:
— Pan hrabia Skumin wyjechał już od nas do Warszawy.
— Jak to: do Warszawy? — Do Gniezna...
— Może do Gniezna. Ale zabrał swe rzeczy i zwolnił numer.
Niepodobna było wypytywać portjera o więcej.
Ojciec z córką odeszli zaniepokojeni. Zorza szczęśliwej przyszłości, opromieniająca zajście pojedynkowe, zaćmiła się. Pan Robert poszedł szukać potwierdzenia wiadomości o wyjeździe Skumina do Warszawy.
Gdy je znalazł w zgodnem oświadczeniu sekundantów, którzy widzieli Jana wsiadającego do wagonu warszawskiego w Gnieźnie, powrócił do córki, z trudem nadrabiając miną.
— Nic to takiego, córuchno. On ma już dużo interesów w Warszawie: bank — ministerjum — poselstwo amerykańskie. — Załatwi się tam i powróci do nas.
— Tymczasem my powracajmy do Radogoszczy — dobrze? — zaproponowała Dosia.