Strona:Józef Weyssenhoff - Jan bez ziemi.djvu/288

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   286   —

Tolibowski z córką opuścili sale resursowe.
Skumin znalazł się na granicy dwóch sal, wpobliżu Bobrkowskiego, który dawał po sobie znaki żywego rozdrażnienia. Przystąpił do Skumina, udając przesadne ugrzecznienie:
— Może hrabia zechciałby mnie oświecić, bo jestem trochę obcy w tem towarzystwie: czy zna hrabia tę pannę, która wyszła z ojcem?
— Poznaliśmy się z panem, gdym rozmawiał z panną Tolibowską, może pan stąd wnosić, że ją znam.
— Tak — ale czy ona jest pełnoletnia?
— Zadziwia mnie ta pana ciekawość.
— Bo musi być pod czujnym dozorem ojca i... innych — tłumaczył Bobrkowski dowcipnie. — Porozmawiała z panem, następnie z ojcem i wynikło stąd, że ja pozbawiony zostałem mazura.
Skumin, miarkując zamiar wyraźnie zaczepny, wyprostował się, a przenosząc preopinanta o dobre pół głowy i patrząc mu w oczy nieprzyjemnie, odpowiedział:
— Przenikliwość panu nie dopisała. Mielibyśmy też o czem rozprawiać, pan Tolibowski i ja, o popsuciu panu mazura! Rzecz jest zupełnie obojętna. Panna na balu wystawiona jest na tańcowanie z byle kim.
— Ale tym razem tańcowała ze mną, Markiem Aurelim hrabią Bobrkowskim.
— Wątpię, aby to jej zaimponowało.
— A zatem — rzekł Bobrkowski już zaperzony — odpowiada pan za pannę Tolibowską, jak się tego spodziewałem.