Strona:Józef Weyssenhoff - Jan bez ziemi.djvu/240

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   238   —

słowego zainteresowania się inną. — Nie tak, jak Janek, który za jej szalone uczucie płaci zapomnieniem i jeszcze zwraca się z afektami do Dosi.
Serdeczna jej uraza do Skumina przemieniała się w niechęć, a uszanowanie dla Ambrożego nabierało rzewności i ciepła.
— A czyżby on jeszcze mnie kochał? — Jest tak skryty, że trudno go przeniknąć, a zapytać go o to niepodobna, gdy biedak tak chory. — W każdym razie musi wyzdrowieć — i nietylko dla mnie.
W jednej rozmowie z doktorem Flisińskim, przyjacielem domu, usłyszała szczegół diagnozy, który ją przejął osobliwym niepokojem. Doktór, po zbadaniu całego organizmu pacjenta, doszedł do spostrzeżenia, że serce i nerwy musiał on mieć dotknięte już przed zaziębieniem i zapadnięciem na grypę, z powodu jakichś niepowodzeń, zawodów, czy podrażnień. Te wady mogły się przyczynić do rozwoju choroby i teraz przeszkadzać jej szybkiemu usunięciu. — Ponieważ nie doznał żadnych niepowodzeń w ostatnich czasach, ani w interesach, ani w poszanowaniu spółobywateli, przeciwnie — zbierał pieniądze i laury — może właśnie zawody małżeńskie odbiły się na sercu i nerwach? I ona, Wercia, byłaby temu winna! Przypuszczenie to prześladowało ją teraz, jak zmora.
Od ludzkiej pamięci pałac w Gdeczu nie był pogrążony w takim smutku i szpitalnej ciszy. Ponieważ odsuwano propozycje zbytecznych odwiedzin, nie było gości, ani gwarnych zebrań. Dosię i Dymitra Chaleckiego liczono już do domowych.