Strona:Józef Weyssenhoff - Jan bez ziemi.djvu/236

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   234   —

ją zapewne o taniec. Ale ona chyba odmówiła, bo się rozeszli.
Widząc to Robert, głośno się rozśmiał:
— Cha, cha, to ci się udało! Dowiodłeś mu poglądowo, że jest niedorajdą i nie umie się brać do kobiet, a on ci przyszedł za to podziękować! — Mówię to jednak nie w charakterze ojca Dody.
— Nie wspominajmy nawet o niej pośród tej sarabandy — odrzekł Jan. — Jabym już chętnie znalazł się zpowrotem w twojej ślicznej Radogoszczy. Mamy pociąg o ósmej — będziemy tam o pół do dziesiątej. Wieczerzy tutaj nie pożądam. Dasz jeszcze pewno co do przegryzienia i kielich tego pysznego burgunda? — O to, to lubię. Wracajmy.