Strona:Józef Weyssenhoff - Jan bez ziemi.djvu/227

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   225   —

rozpoznał, po namyśle, pana Macieja Golanczewskiego, gospodarza domu, w wieku kwitnącym. Ale dzisiejszy pan Maciej szpakowaty, z podstrzyżonym wąsem, z dobrodusznym uśmiechem, był przyjemny. Tamten czarny wąsacz odęty w czarnym surducie, pyszny niewiadomo z czego — był nieznośny. Dzieło to słynnego malarza poznańskiego, Marcelego Krajewskiego, wisiało nad honorową kanapą.
Aby odpocząć od malowidła, spojrzał Skumin na kanapę. Był to rodzaj mebla, dobrze mu znany z dworów, plebanij, albo ze starych hoteli krajowych. Nogi i poręcze pokręcone oznaczały styl Ludwika XV-go; oparcie, złożone z trzech owalnych medaljonów, naśladowało również wzory francuskie, tylko gdy tamte zawierały w rzeźbionych ramach dobre tkaniny specjalne, naprzykład „aubussony“ z bukietami, lub sielskiemi scenami, te obramiały byle jaką struganiną kawały wyblakłego rypsu, którym cała kanapa była powleczona. Trzecia część kanapy, odłączona, nazywała się krzesłem, a krzesło z poręczami — fotelem. W garniturach takich, dożywających wieku swego po polskich domach, możnaby się dopatrzyć stylu polskiego, ale wygodniej podciągnąć je pod generalną firmę Ludwika Filipa, która powagą swą pokrywa jeszcze większe świństwa.
Właśnie w swym przeglądzie doszukał się Skumin ciekawej szafy ciemno-żółtej, zwanej gdańską, lecz raczej holenderskiej, z dobremi inkrustacjami z drzewa i kości, gdy spocony służący w zbyt obszernym fraku, odziedziczonym po panu Macieju, i w roz-