Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Jan bez ziemi.djvu/201

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   199   —

czasu, jak jej nie widziałem! — i dogadać się do jakiejś pewności.
Na tym planie osadził się. Pisać niepodobieństwo. Trzeba tam pojechać, do tej Radogoszczy, której nie znał, a budował ją sobie nieraz w marzeniu według nikłych rysów zasłyszanych, niebywałą, świeżą, pełną wdzięku w swem dziwactwie, jak ta upragniona postać kobieca, którą w sobie zawierała.
Zbadał rozkład pociągów i wysłał następującą depeszę do Roberta Tolibowskiego:

„Otrzymałem list bardzo opóźniony. Z wielką radością wykonam rozkaz. Proszę o pozwolenie odwiedzenia Radogoszczy i odpowiedź wyznaczającą dzień mego przyjazdu.
Całem sercem wasz
Skumin“.

Dodał dokładny adres swego nowego mieszkania i przyglądał się z lubością blankietowi telegraficznemu, jakby wmawiał w niego mnóstwo niedomówień, które marny papier i zimne maszyny miałyby zachować i zanieść aż do miejsca przeznaczenia.
Czekał cierpliwie dzień cały na odpowiedź. Ale po upływie dwudziestu czterech godzin zaczął przypuszczać, że zachodzić tam muszą namysły, a może i targi o treść odpowiedzi między ojcem a córką. Sposępniał i nie przewidywał już nic dobrego.
Gdy przyszedł telegram na drugi dzień wieczorem, Jan otwierał go już jak skazaniec. Depesza brzmiała: