Strona:Józef Weyssenhoff - Jan bez ziemi.djvu/191

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   189   —

Nie chciał tymczasem odszukiwać dawniejszych znajomych i niektórych młodszych krewnych, o których wiedział, że mieszkają w Warszawie. Z powodu braku pieniędzy nie mógł uczestniczyć w ich trybie życia na równych z nimi prawach, a przytem pragnął obecnie jak najmniej pokazywać się na powierzchni towarzystwa, aby jak najmniej o nim mówiono. Niejakie zawikłanie swoich stosunków w Poznańskiem pragnął puścić w niepamięć przez danie nurka w tłum warszawski. Wypłynie z niego kiedyś spokojniejszy, a może i zasobniejszy w pieniądze, o których pomnożeniu nie przestawał myśleć. Brak ich nietyle dawał mu się we znaki materjalnie, ile upokarzał jego dumę. W epoce, w której pieniądz stanowi tak despotycznie o klasyfikacji ludzi w hierarchji społecznej, czuł, jak pod wielu względami zapada w klasę poślednią. Korciło go to bardzo, bo chociaż sam nie cenił ludzi bynajmniej według cyfry ich majątku, poczuwał się do prawa grania wyższych ról w społeczeństwie.
Był też w pełni sił młodzieńczych i potrzebował zabawy, wesołości, choćby obcowania z wesołymi ludźmi. Natura jego zmysłowa ciągnęła go do towarzystwa kobiet; kultura dziedziczna i osiągnięta przez studja osobiste zbliżała go do osób estetycznie wyrobionych. Tych nie znajdował w gronie swych kolegów biurowych. Spróbował poszukać ich pomiędzy literatami i artystami, a choćby w szeregach cyganerji.
Dziwnem mu się wydało, że Warszawa nie posiada ani jednego specjalnego lokalu dla towarzyskich zebrań tego rodzaju. Związki literackie były instytu-