Strona:Józef Weyssenhoff - Jan bez ziemi.djvu/182

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   180   —

beztroskiego odpoczynku. Zasklepiał się coraz bardziej w sobie, mało wdawał się w rozmowy, chyba czasem z Dymitrem Chaleckim, który dał się uprosić, aby pozostał tu na zimę. Ambroży schudł i nabrał surowego wyrazu twarzy. Można też było zauważyć w jego zachowaniu pewną oschłość względem osób od niego zależnych i cień smutku w stosunkach towarzyskich. Mniemano powszechnie, że Ambroży nadto się męczy robotą i ma z tego powodu nieco rozdrażnione nerwy.
Jeżeli komu dawało się to we znaki, to nie pani Weronice, którą mąż otaczał względami, rzec można, uroczystemi, zwłaszcza wobec przygodnych gości, przy reprezentacji zewnętrznej. Traktował ją nietylko jako panią domu, decydującą o trybie i porządku życia codziennego, lecz jako osobę, zasłużoną dla rodziny, ozdobę i zaszczyt Domu. Werci wydawało się to teraz ironicznem, gdyż obok przyznawania jej wysokiej roli stwierdzała inne znaczne modyfikacje w obchodzeniu się z nią męża. Nie porozumiewał się już z nią nigdy na osobności o sprawach poufniejszych, nie zwierzał się jej ze swych myśli i uczuć, ani od niej podobnych zwierzeń nie żądał. Żyli w swym pałacu napozór zgodnie i spokojnie, połączeni jakąś umową, niby protokólarną.
Wercia nabierała pewności, że Ambroży wie już dużo, jeżeli nie wszystko, o jej grzechach ze Skuminem. Zmiarkowała to z dawniejszych z nim rozmów, nie wyczerpujących, lecz kwaśnych, a przedewszystkiem z faktu, że już oddawna nie wspominał o Janku,