Strona:Józef Weyssenhoff - Jan bez ziemi.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   165   —

wało sumienie: plotki urodziły się z jego własnej, realnej winy, z uległości niedozwolonym pokusom. Nie plotki go gnębią, lecz konsekwencje jego czynów nierozważnych. Możnaby skutki te jeszcze naprawić przez rozważne i sumienne działanie. — A tu wyjeżdżać trzeba koniecznie, uciekać, ze wszystkich względów, towarzyskich i moralnych. Wściekłość raczej, niż rzewność, ogarniała Skumina.
Wyjechać miał dopiero na noc do Warszawy. Nie chciał jeść obiadu w Bazarze, bo spotkałby tam na pewno znajomych, wobec których nie wiedział już, jak się ma zachować. Czuł się niby tropionym przez policję towarzyską. A może prześladowały go Erynje za jego złe czyny?...
— Cóż tam znów tak strasznego popełniłem? — pocieszał się w myśli. — Są jednak konsekwencje czynów nierozważnych, które rosną do tragicznych rozmiarów.
Unikając zatem niepożądanych spotkań, zjadł obiad samotnie w małej restauracji i wybrał się jeszcze na pożegnanie roślinnego przystroju miasta, urządzonego i dozorowanego najgorliwiej przez dwa pokolenia pp. Marcińców, uczonych ogrodników miejskich, Józefa i Władysława. Obcując już od roku prawie z ulicą poznańską, Skumin miał utrwalone w pamięci wrażenia tego kunsztownego przystroju. Gdziekolwiek ulica rozwierała się w plac, lub w skwer, gdziekolwiek wywyższała się w taras przed jakimś monumentalnym gmachem, rozesłano kwietne kobierce, zasadzono piękne drzewa i krzewy. W niektórych ulicach stylizo-