Strona:Józef Weyssenhoff - Jan bez ziemi.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   9   —

— Więc zmienię tylko trzewiki. Ale dajcie mi strzelbę.
— Dam ci sztucer od pary z tym moim. Powiedz Antoniemu, żeby ci przyniósł sztucer Nr. 2.
Skumin znikł w pałacu, a tymczasem na podjazd wysypało się kilkanaście osób domowych i przyjezdnych. Trzej panowie przybrani byli do lasu, ze strzelbami. Oprócz pani Werci, którą liczono za strzelca, trzy inne panie, w tualetach rozmaitych, wybierały się do lasu bez strzelb, dla przeszkadzania myśliwym. Zjawiła się i urocza staruszka, panna Radomicka, wysokiego rodu, lecz drobnego wzrostu, którą z tego powodu nazywano „ciocią Figą“. Nie pojedzie do lasu, lecz przyjrzy się odjazdowi, bierze bowiem udział we wszystkich ruchach i zabawach towarzystwa, ku swojemu i powszechnemu zadowoleniu.
Tym czasem od stajen zbliżały się cztery bliźniacze bryki „podjazdowe“, niskie, wygodne do wsiadania i wysiadania, z łożyskami na strzelby przed głównem siedzeniem, i miarowym kłusem pięknych koni zajeżdżały przed pałac.
Ale z innej strony dojeżdżał człowiek byle jak ubrany, na mizernym koniu, z pewnością nie dworski, odbijający prostactwem od wykwintnego towarzystwa. Zeskoczył z konia, dobył z zanadrza telegram i szukał przez chwilę oczyma:
— Do rąk własnych jaśnie hrabiego Radomickiego...
Pan Ambroży był też przy strzelbie i wyglądał wspaniale, jako generał wyprawy, trochę z pruska,