Strona:Józef Weyssenhoff - Hetmani.djvu/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.




Haga, 23 czerwca.

Z powodu niedzieli ma pan Latzki mniej zajęć, więc wdał się ze m ną w długą rozmowę. Zadziwiają mnie coraz bardziej sympatje jego dla sprawy polskiej, które nie ograniczają się do poglądów i rad, lecz dążą chyba do czynnego udziału. Nie mogę przypuścić, aby tylko przez jakąś dyplomatyczną kokieterję wmawiał we mnie, że go sprawy polskie obchodzą goręcej, niż zwykłego Prusaka. Ale nie mogę też i wytłumaczyć sobie tych sympatyj przez jego polskie pochodzenie: ani zalet naszych, ani wad nie posiada. Może być tylko życzliwym i silnym sprzymierzeńcem. Należy zaś do gatunku ludzi rzadkich i cennych w każdym kraju, którzy, choć niezadowoleni z istniejącego porządku, dążą do lepszego ewolucyjną pracą, nie krzykliwym protestem. Latzki rozumie nawet, że w danej chwili krwawy przewrót jest niezbędny. To też mówić z nim można i o rewolucji pojęć i nawet o rewolucji czynnej na wypadek, gdyby nowe pojęcia nie dość szybko przenikały do głów rządzących. Dziwna kombinacja urzędnika pruskiego z postępowcem i socjalistą. Wallenrod? — za czyją sprawę? — Zanim to przeniknę, zapisuję szczegóły rozmowy, które najgłębiej utkwiły mi w pamięci:
— Myślę już nie po raz pierwszy — mówił mi — że pan swoje wybitne zdolności (ukłoniłem się) po-

50