Strona:Józef Weyssenhoff - Hetmani.djvu/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szemi sprawami. Jogo polskości nio biorę na serjo, ale musi mieć coś do czynienia u nas, bo zna kraj nasz i dużo ludzi w nim i stosunki nawet takie, o których wie nie każdy urodzony warszawiak. Zdają się go szczerze obchodzić Polacy, chociaż nie szczędzi im i uwag krytycznych. Twierdzi np., że marnujemy swe siły na nieustanne walki klasowe i stronnicze.
— Pozbawieni — mówi — parlamentów i ciał autonomicznych, w których takie walki są poniekąd na miejscu, pożeracie się nawzajem w interesach ekonomicznych i w dziennikarstwie; psujecie robotę zbiorową, bo każdy, biały, czerwony i czarny, chce postawić przedewszystkiem na swojem.
— Czy pan mówi o walce postępowców z reakcjonistami, czy może o wybuchającym u nas perjodycznie antysemityzmie?
— O jednem i o drugiem. Szlachta wasza — nie cała jednak — skłonił się uprzejmie, wskazując na mnie zaokrągloną dłonią — nadzwyczaj trudno się nagina do obowiązujących już nowych form demokratycznych, europejskich. Wasza tak zwana narodowa demokracja jest niby stronnictwem politycznem, ale nie mającem oczywiście nic do roboty. Jest w istocie czemś podobnem do waszych dawnych konfederacyj, skupiona około popularnych haseł, ale mająca tylko na celu swobodne buszowanie po kraju i przewagę nad ludem pracującym. Jest to dalszy ciąg szlacheckiej rzeczypospolitej, bez istotnych zadań, tylko z narowami i pretensjami. Taka zabawa w rząd narodowy dyskredytuje tylko waszą sprawę w Europie. Wszystkie wielkie ruchy nowe: emancypacja pracy, emancypacja myśli — zajmują waszą demokrację bardzo słabo. Macie pomiędzy mieszczaństwem i inteligencją ludzi

25