Strona:Józef Weyssenhoff - Hetmani.djvu/285

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— — Ale potwierdzenia tej wieści niema, naprzykład wzmianki jakiej w dziennikach francuskich, lub choćby odezwy od paryskich Polaków. Wogóle nic pewnego nie wiemy oddawna o procesie, który toczy się pod ziemią, z udziałem podobno różnych wpływów dyplomatycznych.
I prasa nasza wypaliła już, zdaje się, zapas swych fajerwerków na cześć Piasta; pełna jest teraz agitacji wyborczej do Dumy państwowej. — A Piast może być w najgorszych terminach. — — Zdawałoby się, że zapał publiczny zgasł po wypełnieniu swego programu: jeżeli Piast zostanie uwolniony, myśmy to przez nasze głosy sprawili; gdyby zginął, będziemy jeszcze po nim płakali, uczynimy go świętym narodowym — i podchmielimy sobie na stypie.
Żebym wiedział przynajmniej gdzie on jest! Ale co ja mogę? jakie mam wpływy? jakich sprzymierzeńców? Pozostaje mi stwierdzić, że jestem niczem i rozmyślać.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Wiosna idzie, wiosna, najmądrzejszy z przewrotów świata! Ale człowiek tak już daleko odbiegł od zwierzęcia, że nie może być odrodzony i szczęśliwy przez samą przyrodę. Drugie życie, stworzone przez umysł ludzki, jest w działaniach swych na człoweka tak silne, jak życie zwierzęce, ale gorzej znacznie urządzone. Moje mi cięży przez swą drobność, słabość, bezcelowość.
Gdybym przynajmniej mógł się ogrzać przy tem ognisku, które bucha od Piasta! Poczułbym wiosnę w duszy, zacząłbym znowu wierzyć, że, ruszając się, coś czynię; że idąc, gdzieś dojdę. — — „Żeby żyć, trzeba wierzyć“ — powiedział mi niegdyś Piast nad owym czarnym stawem w Hadze.

273