Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Hetmani.djvu/279

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— O ile mogłem wyrozumieć ze śledztwa, panie tego — Piasta oskarżył prokurator o mnóstwo spisków i zbrodni Stanu, starożytnych bardzo i nowszych, o recedywę kilkakrotną, a teraz przypisuje mu cały szereg przestępstw i szczególniej wpływów. Jakby chcieli całą rewolucję zwalić, panie tego, na tę siwą głowę. Nie mogłem go bronić, gdy mnie nie pytano — ale poznawałem zupełnie cudze akcje w tych, które mu przypisują.
— Któż go będzie bronił przed sądem wojennym?
— Paru tęgich adwokatów pójdzie na ochotnika. Jeden mi mówił — o, przedwczoraj — że dowiedzie niepoczytalności swego klienta. Zacytuje jakieś broszury o „Błękitnej Królowej“, okaże niekonsekwencje w zdaniach, a przytem nieposzlakowaną prawość życia księcia Wojciecha Piasta. Czy on książę?
— Podobno. Nie o to chodzi.
— Adwokat kładzie na to nacisk. Powie o ruinie, o przewrotach w życiu Piasta, o jego podeszłym wieku... Chce niby, panie tego, dowieść, że przez klęski i zmiany losu pomieszało się w głowie staremu. Nie wiem, czy go tem obroni?
— Daj Boże! Ale tymczasem jakże się bronił sam Piast? Co mówił na śledztwie?
— Na indagacje mało odpowiadał — prawie tylko: tak, albo nie. Udziału w dawnych ruchach narodowych nie zapierał się, to nowych spiskach nie chciał mówić, gdy go zapytywano o jego stosunek do nich. Przeczył zarzutom oczywiście fałszywym; czuć było, że mówił tylko rzeczy niezbędne. A wszystko wie! i nie da się wyprowadzić w pole przez zapytania — nie wymienił ani jednego nazwiska! Uczyć się nam od takich twardych ludzi! Ćwik i orator, co się zowie, panie tego.

267