Strona:Józef Weyssenhoff - Hetmani.djvu/266

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.




26 lutego.

Teraz przyjechał Latzki do Warszawy.
Inny to pan, niż ów humanitarny działacz i do wczoraj nasz przyjaciel! Zranione serce ojca nie usprawiedliwia postawy, którą przybrał.
Chociaż sprawca morderstwa zagmatwał pozory i zatarł ślady, Latzki zgadł instynktowo, że zabójca przybyć musiał do Berlina ze wschodu i na wschód odjechać. Tylko zemsta Latzkiego, okrutna, prawdziwie starozakonna, idąc poomacku za instynktem, pożrećby chciała naraz całe tłumy, w których przypuszczalnie znajdować się ma zabójca. — I taką nawet furję możnaby zrozumieć w człowieku zranionym do żywego — wyjątkowo bowiem kochał córkę — ale Latzki zrzucił, jak pożyczone stroje, wszystkie swe „polskie“ tradycje, swe zabarwienie socjalistyczne, swe sympatje dla rewolucji. Udał się poprostu do władz rosyjskich, otoczył się policją, sprzymierzył się z biurokracją.
Ciężką miałem z nim rozmowę w tym samym hotelu Bristol, gdzie niedawno pachniały upajające perfumy Heli. Pośpieszyłem zaraz skoro mi dał znać o swoim przyjeździe; ze wszech miar wydało mi się to stosownem i koniecznem. Szedłem naprzeciw badaniom, które przewidywałem, uzbroiwszy się w całą ostrożność.
Zacząłem od kondolencji. Wysłuchał mnie Latzki w milczeniu, obserwując jak podsądnego. Żadnych

254